Najnowsza odsłona "Avengers" jest dobrym przykładem tego jak można "zrobić" dzieło które nazywa się kultowym jeszcze przed pierwszym klapsem. Jest to bowiem część zapowiadana jako podsumowanie dekady (pierwszy film z cyklu "Iron Men powstał w 2008), a jego styl to nawiązanie do modnej ostatni idei produkowania zakończeń filmowych cyklów w dwóch częściach. Dobrym przykładem takiego podejścia są chociażby "Igrzyska śmierci", która była chyba jedną z bardziej udanych serii tego typu w ostatnich latach. Tutaj podział będzie miał chyba identyczną rolę co w ww. serii, tzn. będzie wyraźny kontrast w wymowie obu części ostatniej odsłony danej serii. Fabuła obraca się wokół bezpośredniego starcia z Thanosem, kreowanym od początku serii na "głównego złego", z którym starcie czekałoby nas tak czy inaczej jako prawdopodobne zwieńczenie przygód naszych superbohaterów. Trzeba bowiem wiedzieć, że będziemy mieli w tej odsłonie do czynienia z połączeniem losów wszystkich superbohaterów z całego uniwersum "Avengers". A początek opowieści mamy nie gdzie indziej, tylko na statu uciekinierów (uchodźców jak to mamy przytoczone w filmie) z Asgardu, tuż po zagładzie tej krainy, który to statek został napadnięty przez siły naszego wielkiego oponenta...
Zwiastun:
Podsumowując ta część "Avengersów", nieco inna od większości filmów serii, w klimatach nieco przypominających "Zimowego Żołnierza", zasługuje na pewno na miano bardzo solidnego kina rozrywkowego i pomimo, że na pewno nie jest żadnym arcydziełem, to na pewno jest godnym zwieńczeniem całego cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz