Sezon siódmy "Gry o tron" zapowiadał się ciekawie z kilku powodów. Jednym z nich była mniejsza ilość odcinków, bo tylko (nomen omen) siedem na cały sezon. Drugim była akcja która w tej odsłonie serialu już w całości wyprzedzała akcję książek, co siłą rzeczy musiało się wiązać z pewnymi zmianami. Jedno i drugie nie wyszło serialowi na złe bowiem skondensowanie akcji które możemy obserwować od dłuższego czasu, odbiło się na serialu moim prywatnym zdaniem dobrze, nie ma już w nim takich dłużyzn jak to miało wcześniej a akcja gna bardzo szybko do przodu w końcu nie przynudzając tak jak to niekiedy miało miejsce wcześniej. Serial z miejsca stał się dynamiczniejszy, widoczne jest odejście od martinowskiego podejścia do bohaterów (w końcu przestają umierać ci najpopularniejsi za których widz trzyma kciuki), na rzecz bardziej "hollywoodzkiego", co nadało mu nowego kolorytu.
Co do fabuły to nareszcie oprócz większej ilości konkretów (wreszcie doszło do starć pomiędzy długo zbieraną przez Daenerys armią a siłami Lannisterów), mieliśmy więcej akcji osadzonej za Murem (zwłaszcza w samej końcówce), natomiast całkowicie opuściła ona Essos, a Biali Wędrowcy wreszcie pokazali na co ich stać, co tylko wyszło serialowi na dobre...
Podsumowując tym razem dostaliśmy wszystko to czego brakowało w poprzednich sezonach i na co długo czekaliśmy: akcję i klimat ciężkiego fantasy (którego miłośników do oglądania szczególnie zachęcam). Oby kolejny sezon, w którym odcinków też ma być mniej, ale za to będą o wiele dłuższe od dotychczasowych, utrzymał ten poziom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz