Historia dywizjonu 303. jest dla każdego chyba Polaka sprawą doskonale znaną, ale i równocześnie jedną z najbardziej zmitologizowanych w dziejach polskiego lotnictwa. Ale już tak mamy, że lubimy takie rzeczy robić. I nie da się ukryć, że film dokłada do tego kolejną cegiełkę. Tylko czy jest to rzecz zła? Przecież nie czyni to nikomu krzywdy. W kinie amerykańskim jest to przecież norma i nikt im z tego powodu nic zarzuca. I jest to tu podawane w dodatku z większym smakiem niż w przypadku niejednej produkcji w wydaniu zachodnim. Chociażby nie wypominając nic nikomu, ale np. w porównaniu do słynnej produkcji Tarantino "Bękarty wojny" wypadamy o niebo lepiej. I to niezależnie od tego czy ta ostatnia jest pastiszem. Bo kino jak by na to nie patrzeć historyczne (czy choć do niej nawiązujące) to zbyt piękna i zarazem poważna rzecz by psuć je w imię zwykłej tandety. I choć sam polski "Dywizjon..." nieraz się o nią ociera to jednak wychodzi z tego starcia wygrany. Bo my się przynajmniej staramy...
Oczywiście porównując film do "Dunkierki" czy chociażby takich dzieł jak "Patriota" czy "Pearl Harbor" przegrywamy z konkurencją wyraźnie, ale to jednak kino zupełnie innego rodzaju. To przypowiastka patriotyczna w typowo polskim stylu. Ale trzeba też zwrócić uwagę na to, że wszystkie elementy tego typu kina są na miejscu. Tak więc mamy przemieszane ze sobą wątki miłosne, typowo wojenne, z poważnymi rozmowami ważnych ludzi, sceny pojedynków lotniczych na dobrym, a nawet bardzo dobrym poziomie, i przyjemny (mniej lub bardziej) odpoczynek po zmaganiach z przeciwnikiem w miejscowej kantynie. No i oczywiście śmietankę polskiego aktorstwa której nie może zabraknąć w tak ważnym filmie. A na koniec słynne słowa Churchilla. No i cóż z tego że nie będzie święcił triumfów za granicą. W Polsce się sprzeda na pewno. I takie jego zadanie...
Trailer:
Film na pewno się spodoba miłośnikom polskich filmów z zabarwieniem patriotycznym w stylu "Potopu" czy "Ogniem i mieczem", znudzonych komediami romantycznymi (chociaż być może z podobną obsadą), bo kina stricte tego rodzaju ostatnio u nas mało. Tym bardziej, że film inspirowany prozą Arkadego Fiedlera, stoi na przyzwoitym poziomie...