TRZA KLIKNĄĆ BO CZASAMI FILMIKI SIĘ NIE ŁADUJĄ ;)

a tu zakupy zdrowotne... ;)

środa, 18 października 2017

"Pierwszy śnieg" (2017)



"Pierwszy śnieg" Tomas'a Alfredson'a jest przeniesieniem na ekrany kinowe literackiego pierwowzoru wchodzącego w skład liczącego 11 książek cyklu o przygodach Harr'ego Hole'a (Fassbender). Jak dla mnie pomimo sypiącego się zewsząd na film ognia krytyki jest to ekranizacja udana. Być może na mojej ocenie filmu zaważył fakt że nie czytałem pierwowzoru i nie mam w związku z tym porównania do dzieła Jo Nesbø który jest jego autorem. A trzeba powiedzieć, że o dobrą ekranizację dobrej książki trudno, a jeszcze trudniej o taką ekranizację z której fani książki byli by zadowoleni.




Film opowiada o wspomnianym wcześniej głównym bohaterze, słynnym norweskim policjancie. Jednak w momencie gdy go poznajmy wydaje się, że dni chwały ma już za sobą. Pogrążony w nałogu alkoholowym nie potrafi sobie ułożyć relacji z byłą partnerką Rakel (Charlotte Gainsbourg) i jej nastoletnim synem. W pracy natomiast nie układa się najlepiej z jego nową współpracowniczką Katrine (Rebecca Ferguson). Tymczasem w Oslo dochodzi do tajemniczego porwania. Wkrótce okazuje się, że niewinne z pozoru zgłoszenie przeradza się w prawdziwie makabryczną serię morderstw. Ta przydzielona Harry'emu sprawa, mająca również najwyraźniej związek z przysłanym mu tajemniczym listem, jest jego jedyną nadzieją na odmienienie losu i powrót do dawnej formy...



"The Snowman" na pewno jest wartą rozważenia propozycją dla miłośników kryminałów wszelakich i choć być może film nie ma porównania do książki która była jego pierwowzorem, tacy powinni być zadowoleni po jego projekcji...

piątek, 6 października 2017

"Blade Runner 2049" (2017)


Uwaga, uwaga mamy tu do czynienia z prawdziwym hitem tego roku. Niech się schowają wszelkie 'Gwiezdne wojny" czy "Strażnicy Galaktyki". Przy zalewie tego typu filmów Science Fiction, czy wręcz można by powiedzieć pseudo Science Fiction, "Blade Runner 2049" lśni jak perełka. Niech najlepiej o tym świadczy fakt, że pomimo, że film trwa prawie trzy godziny to nie nudzi się nam ani na chwilę. Bo na nudę w trakcie jego oglądania też nie ma czasu. Fabuła najnowszego "Łowcy androidów" przenosi nas do roku 2049 (czego nomen omen łatwo się domyślić patrząc na tytuł filmu). Do tego czasu ludzkość zdążyła założyć dziewięć klonii na innych światach. Jednak taki postęp wymagał też siły która by to umożliwiła. Siłą tą są androidy - przypominające do złudzenia ludzi sztuczne twory, obdarzone wielką siłą i sprawnością, w pełni podporządkowane swoim stwórcom. Jednak pewne ich modele zaczęły się buntować wobec swoich stwórców co doprowadziło do otwartej rewolty. W momencie rozpoczęcia "Blade Runner'a 2049" rewolucja została spacyfikowana, a ukrywających się jej niedobitków starają się wyłapywać i eliminować specjalnie do tego celu wyszkolone służby. Do takich służb należy właśnie główny bohater filmu, który w dodatku sam jest androidem, tyle że z niebuntującej się stwórcom serii. Pewnego dnia otrzymuje on nietypowo wyglądająca sprawę...




Sam obraz to mistrzowska forma odwołująca się do stylistyki klasycznego "Łowcy androidów" i w ogóle filmów z tamtej epoki. Nie uświadczymy tu więc współczesnej stylistyki filmów SF przypominających strony komiksów ale oldskulowy świat doskonale nam znany z pierwszej części filmu. Nie uświadczymy tu również dziwnych zabiegów w stylu filmowania z ręki, czy tym podobnych doświadczeń, tylko klasyczne ujęcia w starym dobrym stylu. Obie te rzeczy tylko wyszły filmowi na dobre, bo nie ma nic gorszego niż udziwnianie "na siłę" filmów tego typu tym podobnymi zabiegami, często odbierającymi im realizm. Bo właśnie realizmem filmów SF w starym dobrym stylu różni się "Blade Runner 2049" od współczesnego kina (jeszcze?) tego gatunku, tak bardzo podobnego dzisiaj do japońskiej mangi, a nie prekursorów gatunku nastawionych na realistyczną, lub przynajmniej w miarę realistyczną wizję naszej przyszłości.




Co do aktorstwa w filmie można spokojnie powiedzieć, że mamy tutaj do czynienia z najwyższymi lotami w wykonaniu aktorów grających głównych bohaterów naszej opowieści. Pierwsze skrzypce gra tutaj oczywiście Ryan Gosling jako nasz android Oficer K. Pomimo obaw części odbiorców filmu stanął on w nim na wysokości zadania i udźwignął ciężar głównej roli. Przez większość filmu partneruje mu Ana de Armas która z naprawdę wielkim wdziękiem gra sztuczną "towarzyszkę życia" naszego głównego bohatera. Tak, tak towarzyszkę życia, gdyż w tym dziele androidy również mają pewne uczucia i potrzeby... Ważną postać odgrywa również Jared Leto jako demoniczny konstruktor androidów najnowszej generacji, jak i również powracający do roli Rick'a Deckard'a Harrison Ford.


Podsumowując można polecić film każdemu fanowi prawdziwego gatunku SF (dla takich właściwie film to punkt obowiązkowy), miłośnikom serii "Blade Runner", a nawet tym którzy nie są zainteresowanie gatunkiem bo po projekcji mogą zmienić zdanie, film jest bowiem prawdziwą perełkom jak na współczesne czasy, gdzie w gatunku króluje tandeta i bylejakość. Naprawdę gorąco polecam, na takie filmy warto chodzić do kina.